Świat stanął w miejscu, gdy przeczytałam „Potegę Podświadomości” i zrozumiałam, że sama sobie blokowałam moje wymarzone życie ignorancją i tkwieniem w pozycji braku oraz zranionego dziecka. Był rok 2015, a ja jako dziewczyna przed 30 miałam myśli, że już nic dobrego mnie w życiu nie spotka. Będę tkwić w tym nieszczęśliwym świecie, po prostu przeżywając życie bez marzeń. Bez obranej drogi zawodowej, z chaosem w głowie oraz uczuciach. Paraliżował mnie strach przed tym, że nigdy się nie usamodzielnię bo blokuje mnie wszystko po kolei. Środowisko, miejsce zamieszkania, ludzie, toksyczne relacje. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że ja tworzę moje tu i teraz, bo przecież czułam jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie.
Pamiętam ten dzień, kiedy stanęłam przed lustrem i ze łzami w oczach powiedziałam sobie prawdę o sobie, mówiąc o największych i najgorszych wadach jakie w sobie odkryłam.
Zadałam sobie pytanie „kim chcesz być?” – odpowiedź przyszła bardzo szybko – jeszcze wtedy nie miałam pojęcia o polu serca, ale czułam, że ta odpowiedź wręcz wyrywa się z mojej klatki piersiowej. Chcę być wolna – usłyszałam. Wolna od toksycznych ludzi, wolna finansowo, wola zawodowo… wolna… chce czuć wolność.
I tak oto kroczę moją drogą od 2015 roku, z mniejszymi lub większymi potknięciami, ale zawsze do przodu.
Praca z podświadomością bardzo rozwinęła więź z moją intuicją oraz polepszyła moją umiejętność wizualizacji. Mój umysł zaczął się otwierać a spokój zaczął wlewać się do mojego serca oraz duszy.
Czułam całą sobą, że afirmacje to coś co stawia mnie na nogi. Każdego dnia coraz silniejsza zaczęłam do głosu dopuszczać moje marzenia.
Najpierw zaczęłam afirmować odwagę bo bez niej ciężko ruszyć z miejsca – i przyszła cudownie uwalniając mnie z kajdan toksycznej relacji. Odwaga pokazała mi, że mimo kobiecej kruchości jest we mnie ogromna siła. Dodatkowo coraz mocniej towarzyszyło mi poczucie, że od dzieciństwa ktoś, coś się mną opiekuje. Tak jakby wszystkie trudne sytuacje musiały się pojawić, ale i tak zawsze wyszłam z nich obronną ręką. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym czy przypadkiem nie za późno dostałam do przeczytania książkę która odmieniła moje życie. Po prostu przyjęłam, że był to odpowiedni moment a wcześniejsze wydarzenia po prostu miały się zadziać. Bardzo pomogła mi wiedza, że osoby z naszej rodziny – to jaka rodzinę wybieramy inkarnując – mają z nami połączenie karmiczne. Dzięki tej świadomości łatwiej było mi pokonać żal do rodziców, w szczególności do mamy.
Praca z moja podświadomością nauczyła mnie, że mam ogromną moc kreacji a nastawienie z jakim funkcjonujemy ma ogromne znaczenie. Przekonałam się o tym bardzo szczegółowo gdy doświadczyłam tak zwanego “deja vu”, ale już z innymi emocjami i innym podejściem.
Był ciepły letni wieczór, dostałam wiadomość od mojej szefowej, że jakiś dokument został źle sporządzony – i pomyślałam ok, zrobię korektę jutro – o czym też jej napisałam i rozmowa zakończyła się przyjemnie choć moja ówczesna szefowa była typem ostrym, apodyktycznym i niezwykle wyniosłym… ale od razu przypomniała mi się sytuacja sprzed 3 lat, gdy zwróciła mi uwagę o podobna sytuacje, tylko że wtedy odebrałam ją bardzo personalnie. Rozpłakałam się, w myślach pojawiły się porównania, myśli, że swojej ulubienicy nigdy uwagi nie zwróci ( a tak serio to skąd mogłam to wiedzieć?). Oczywiście wylałam moje żale do koleżanki, a ta z kolei przekazała je szefowej i wylądowałam na „dywaniku” z trudnymi do przejścia emocjami oraz zderzeniem się z tak trudnym i mocnych charakterem. Jak zwykle rozmowa z moją ówczesna szefową wbiła mnie w fotel bo dominowała najemną emocjonalnie, a teraz już wiem, że i energetycznie.
Ale tym razem po prostu przyjęłam temat, powiedziałam ok, zrozumiałam, że to nic personalnego i czułam lekkość. To jakie mamy nastawienie determinuje nasze życie, ale również to jak postrzegamy różne sytuacje..
Zaczęło mi się żyć lepiej, lżej, wygodniej. Przestałam zaśmiecać mój umysł zbyt dużą nadwrażliwością na moim punkcie a zaczęłam brać sprawy w swoje ręce…
cdn…
poproszę ciąg dalszy…..czasem dobrze jest przeczytać coś co niby jest oczywiste, ale po drodze gdzieś o tym zapominamy.