Pierwsza przemiana, jaką zauważyłam to to, że nie czułam się już dobrze wśród ludzi, którzy skupiali się na innych, którzy obmawiali innych. Z którymi nie mogłam porozmawiać na inne tematy niż inni ludzie… Czułam się totalnie źle po takich spotkaniach, gdzie głównymi tematami byli – inni ludzie. Zauważyłam, że ja chcę skupić się na sobie, na tematach bardziej (nazwijmy to) ambitnych. Zauważyłam, że dzięki temu, że nie wchodzę już w te cieżko wibracyjne tematy, moja głowa odpoczywa, że przestałam się „żywić ploteczkami”, że sama ich nie generowałam – po prostu los i życie innych ludzi zostawiłam… innym ludziom. Było we mnie coraz więcej spokoju i miałam coraz więcej czasu ponieważ drastycznie – dosłownie – spadła ilośc telefonów o podłożu plotkarskim. Po prostu zaczęłam spokojniej żyć. Nagle udawało mi się znaleźć czas dla siebie. Uciec w ciszę, zamknąć oczy i planować moją ścieżkę do obfitości – skąd mi się to na tamten czas wzięło? Nie wiem, po prostu „coś” mnie prowadziło. Odsuwając się od toksycznych bodźców zewnętrznych zaczęłam bardziej słuchać siebie. Tego dokąd chcę podążać. Telewizor, wiadomości – przestały istnieć. I to nie dlatego, że nic mnie nie interesowało, albo zostałam totalna ignorantką. Najzwyczajniej w świecie dorosłam do tego, aby zrozumieć, że świat wprowadza politykę strachu. Przestało mi się podobać to, że podczas 3o minut programu – który przedstawiał informacje ze świata – 29 minut to były informacje złe, informacje pełne strachu a ta jedna minuta to było coś czego bliżej określić nie potrafię. To była kolejna szuflada, którą wyrzuciłam z mojej głowy (pierwszą była ta z plotkami i interesowaniem się życiem innych). Poza tym tym, te serio istotne sprawy dotyczące świata docierały do mnie różnymi kanałami.  

Nie podobało się to moim znajomym ponieważ nie mieli już o czym ze mną rozmawiać – i wtedy zrozumiałam, że ja poszłam dalej. Że przestaliśmy wibrować na tym samym poziomie. Że po prostu ich energia nie mogła się już żywić moją energią. Ilość znajomych weryfikowała się sama – czy byłam samotna? W ŻYCIU! Śmiem nawet twierdzić, że to wtedy stałam się introwertyczką 🙂 bo zrozumiałam, że ludzie w naszym życiu będą się pojawiać i znikać i zostaną tylko ci prawdziwi i ci, którzy funkcjonują na podobnych wibracjach. Będąc wdzięczna za każdą poznana duszę, która czegoś mnie nauczyła, kroczyłam moją ścieżką rozwoju osobistego, pozwalając tym samym odejść każdemu, kto miał się w moim życiu pojawić na konkretnym etapie mojego jestestwa – i odejść. Życie nie polega na tym, że trzymamy na siłę kogoś przy sobie, że utrzymujemy jakieś znajomości bo tak wypada, bo głupio się oddalić. BA! My nawet czujemy zażenowanie i pewne zawstydzenie a nawet złość, gdy koleżanki przestają już być koleżankami. 

Świadomość tego, że drugi człowiek nie określa tego kim jestem, ani nie jest do mnie przywiązany na zawsze, znacznie dodała lekkości mojemu życiu. Nauczyłam się akceptować “rozstania”. Ludzie nie umieli tego zrozumieć, że gdy nie zapraszali mnie już na swoje urodziny, bo nasze stosunki się ochłodziły – ja po prostu to zaakceptowałam. Do dziś pamiętam moment, gdy na jednym z komunikatorów zobaczyłam zdjęcie z imprezy urodzinowej mojej koleżanki. Ona – chyba zażenowana sytuacją, że ja od kilku lat byłam stałym bywalcem wszelakich eventów przez nią organizowanych – tym razem mnie nie zaprosiła. I gdy zobaczyła mnie jako jedną z osób oglądających jej “status”, napisała do mnie wiadomość wyjaśniającą dlaczego nie byłam na liście gości – coś w stylu “wiesz to już nie jest to co było, oddaliłyśmy się”. Moja odpowiedź “OKAY Asiu (imię przypadkowe) ja to jak najbardziej rozumiem” była chyba na tyle wstrząsająca, że ów koleżanka posunęła się w tłumaczeniach o cały elaborat – a może to nawet była rozprawka? No i po co, po co ludzie mają potrzebę ciagłego tłumaczenia się. Ciągłego martwienia się, że ktoś się o coś obrazi? 

Ale… wracając do tematu…

Czułam się lekko. Lubiłam moje samotne wieczory z książką w dłoni i odkrywaniem tego co dla większości ukryte – ukryte bo nie chcą tego widzieć. 

Od dziecka czułam więcej, dostrzegałam więcej – nie zdając sobie sprawy z tego jak wielki dar w sobie noszę. Dar „czytania ludzi”.

Im więcej spokoju było w otaczającym mnie świecie tym więcej budziłam w sobie intuicji. Były momenty, że intuicyjnie podejmowałam decyzje, które były dla mnie turbo dobre, a potem zastanawiałam się skąd u mnie taka pewność, ta wiedza? Były również momenty, gdzie intuicja mnie ochroniła. Fakt, minęło trochę czasu zanim zrozumiałam, że czasami trzeba coś po prostu przyjąć, po prostu zaakceptować, po prostu w to uwierzyć nie oczekując logicznych wyjaśnień… Ale w końcu zrozumiałam, że Wszechświat jest zawsze o krok przed logika…

Cdn…